Wiedźmin- Lwy z Villa Park

Publicystyka
Czas potrzebny na przeczytanie: 3 minut(y)

– Geralt, mówię Ci, będzie z tego tęga awantura- podniecał się Jaskier.
– Co z tego, że wdarli się jacyś nowi najemnicy?- pytał, pozbawiony emocji wiedźmin.

– Jest ich kilkunastu, ale prowadzą za sobą tysiące. Nigdy Primierlig nie widziała takiej hordy- nalegał muzyk – były już tam hordy jamników….
– Terrierów, Geralt, terrierów!
– …legiony garncarzy, a nawet całe potoki jakieś gówna… I co z tego? – zapytał udając zainteresowanie Geralt.
– Tym razem będzie inaczej. Pamiętasz co zrobiły lisy kilka lat temu? Teraz idą lwy, Geralt, LWY! – coraz głośniej deklamował rozentuzjazmowany Jaskier.

– I co z tego że lwy? Słowiki i szable też nadciągają. Dlaczego lwy mają być groźniejsze? – dopytywał znużony Geralt.

– Po pierwsze będą ich tysiące. Po drugiej dowodzi nimi geniusz. Pół-człowiek pół-bóg. Jack Grealitz, albo Grelisz…nie ważne. On sam potrafi pokonać każdego… w walce zmienia kierunek, przerzuca broń z ręki do ręki, nie przewidzisz co zrobi…. A do tego jak on dyryguje wojskiem, Geralt… Przecież to poezja, na którą tak emocjonalny artysta jak ja, słów nie znajduje. On ma jakąś taką zdolność, MOC, że wie kiedy kto w którym miejscu będzie i tam go wesprze. Na sam jego widok drżą – wszystko jedno, drozdy, barany, pawie, wieśniacy- blady strach na nich pada! Jedyne co mogą, to pochować się po chatach i liczyć, że ich nie ośmieszy- kontynuował Jaskier.

– Czyli wystarczy, że ktoś, dajmy na to, odstrzeli tego Grelitza czy jak mu tam i wszystkie lwy tak po prostu do piachu, taaaa? – dopytywał nieprzejednany wiedźmin.

– Raz próbowali – rozochocił się bard – jeden śmiałek, wyobraź sobie, kupę miał w herbie, Geralt! Kupsko, ci mówię, jak malowane, na niebieskiej tarczy… Ale do rzeczy – nie pomnę imienia, ale gęba kaprawa że ho-ho! No, tak o czym to ja, a wiem – atak! No od tyłu Grelitza zaszedł, zbir jeden, kiedy ten zupełnie się nie spodziewał! I jak go nie zdzielił obuchem w potylicę… Jack padł jak rażony piorunem! Wojowie do niego podbiegają zdjęci lękiem, patrzą – a ten się śmieje! Nic mu nie było! I wiesz, co potem zrobił? Ja tego nie widziałem, bom akurat za potrzebą wyszedł – ale mówią, że wziął łuk i tak go naciągnął, że jedną jedyną strzałą skruszył mur twierdzy z kupą na fladze!

Źródło: trochę pogmeraliśmy przy pracy autorstwa Joe Querio & Carlos Badilla

Stary, jakich oni mają zabójców… Nawet ci brewka nie tyknie, a obudzisz się martwy. Maur El-Ghazi pojawia się znikąd i kłuje znienacka (gdziekolwiek to leży). Niepozorny Jota to artysta śmierci, zabawi się z tobą, wciągnie w grę, a potem nawet się nie obejrzysz a już nie żyjesz. Przed nimi wszystkimi stoi Wielki Wesley, mówią że twardy jest jak skała. Do tego mają rekrutów łaknących krwi, dwóch Ajgypskich książąt, prawdziwe demony o setkach ojców! – kontynuował Jaskier.

– Jaskier, przyjacielu, wiesz że na wojnie nie tylko ofensywa się liczy, ale przede wszystkim środkowe formacje i dobrze zorganizowana defensywa – argumentował Geralt.
– No właśnie drugą linią dyryguje sam Grelosz, a wraz z nim McGinn, który jest niezmordowany niczym berserk. Ten krasnolud się nigdy nie męczy, potrafi biegać całą bitwę, a po niej, gdy wszyscy zażywają dziewek, to on biega dalej sam wokół obozu. Pochodzi on z najlepszych górskich klanów… Z drugiej strony jest Huragan, nazwali go tak, bo potrafi przywołać wiatr, który go słucha… Okazało się, że nawet już Thora nie potrzebują, bo w szeregi włączyli kolejnych bohaterów: zwą się Cudowny Nakamba oraz Doug Las Luiz – radował się podnosząc kufel Jaskier.

– Za nich się z Tobą napije, Jaskier. – odpowiedział Geralt.

– Naprawdę, Geralt, nadchodzi rewolucja w Primerlig, lwy opanują ten kraj w ciągu dwóch, trzech lat. Pierwszą ofiarą będą pewnie sroki, kanarki, orły. Potem zarżną wilki. A potem ani obywatele, ani niebiescy, czerwoni, nawet działa kanonierów ich nie powstrzymają. Przyszłość przyjacielu, ma bordowo-niebieską chorągiew- skonkludował Jaskier.

– villa, Villa, VILLA,- zanucił rytmicznie Wiedźmin nie spuszczając wzroku z czterech bogato odzianych jegomości, którzy właśnie przekroczyli próg karczmy.

– Skąd o tym wszystkim wiesz Jaskier?- dopytywał Gerald.

– Aaaa, spotkałem triadę bardów… Jak im tam było, psia mać! A, wiem: Andrzej- cieśla, wystaw sobie, z Morskiego Gdaniska… Ten drugi taki rogaty….W ziemi grzebał! Łoś? Koziołek?… Jelonek! I jeszcze Filippos ze Wschodniej Marchii… Wszystko mi opowiedzieli… Mówią, że na co dzień spisują dzieje bordowo-błękitnych lwów. A i wszystko ilustruje niesamowity rytownik Maćko Maciek, albo Maciek Maćko. Jak pokazał mi lwa, którego wyrył to aż mi żołądek ścisnęło, taki był… Prawdziwy – zakończył bard.

-Jaskier, przyjacielu,- powiedział jeden z czterech- udaj się z nami na Villa Park w najbliższą sobotę, a zobaczysz czy Lwy gustują w Wiśniach, dostaniesz materiał na pieśń, która zachwyci cały świat od Koviru do Nilfgardu…

Nie czytałeś? Sprawdź też:

Wiedźmin Cz. 2

Wiedźmin Cz. 3

3 razy skomentowano “Wiedźmin- Lwy z Villa Park

Dodaj komentarz