Déjà Vu’illa

Aktualności Publicystyka
Czas potrzebny na przeczytanie: 4 minut(y)

Ostatni gwizdek spotkania Villi z Brighton pozostawił mnie z dziwnym uczuciem. Jakbym już to kiedyś widział. Villa na własnym stadionie, na wysokiej pozycji w tabeli, ogrywająca wcześniej zespoły z TOP 6, w optymalnym składzie, podejmuje przeciętne Brighton. Pewne trzy punkty? OCZYWIŚCIE, że można było przewidzieć, że to wtopimy, bo to już się kiedyś wydarzyło!

Jak wytłumaczyć uczucie deja vu w sporcie? Jako Polacy przypomnijcie sobie Mundial 2002, a potem Mundial 2006, a potem Mundial 2020. Jeśliście z Anglii to przypomnijcie sobie melodię It’s coming home

Three Lions on a shirt
Jules Rimet still gleaming
Thirty years of hurt
Never stopped me dreaming

Jak to się ma do Villi? Ano, właśnie ja już oglądałem mecze, w których byliśmy piekielnie skuteczni z drużynami z TOP4 by po paru dniach dostać bęcki od Cucumber Town albo innego Somewhere’in’nowherehampton. Były też wysokie, być może nawet przepłacone transfery. Pamiętam też żelazny skład, w którym nie dokonywano zmian.

Tylko gdzie ja to wszystko widziałem? Za Lamberta dostaliśmy od Chelsea 8:0, więc odpada. Za McLeisha wygraliśmy 3:1 z Chelsea, ale poza tym nic nie działało. Za to pod wodzą Martina O’Neila wygraliśmy z każdym z TOP 4, miliony wydaliśmy na transfery, skład właściwie niezmienny. Zatem szanowni czytelnicy przedstawię wam moje totalnie subiektywne przemyślenia na temat podobieństw Villi Smitha i Villi MONa.

Przemyślane, acz bardzo drogie transfery.

Niewątpliwie rządy Martina O’Neilla rozpoczęły nową epokę. Szkoleniowiec z Irlandii Północnej dostał wysoki budżet od Randiego Lernera. Nowy menedżer od początku postawił na jakość, a nie ilość transferów, więc wydał najpierw 9 milionów funtów na Stiliana Petrova, a pół roku później na świetnie zapowiadającego się Ashleya Younga nawet 11 milionów.

Na początku sezonu 2007/2008 do drużyny dołączył Nigel Reo-Coker za 11 milionów (wciąż dumnie widniejący na konkurencyjnej stronie 😉 ). Rok później ściągnął Curtisa Daviesa i Carlosa Cuellara (obaj za 9 milionów). Największym transferem był wówczas James Milner za rekordowe 13.50 miliona funtów. Ostatnim spektakularnym nabytkiem Martina O’Neilla był, co ciekawe kontuzjowany, Stewart Downing.

Wszystkie te wysokie transfery co ważne wypaliły i dały nam w konsekwencji trzykrotnie szóste miejsce. Ashley i James zostali graczami światowego formatu, a Stewart Downing został graczem sezonu 10/11 i trafił do Liverpoolu za rekordowe 21 milionów funtów.

TOP 20 transferów Aston Villi. Na turkusowo transfery Deana Smitha, na magentowo transfery Martina O’Neilla
źródło: transfermarkt.com

Martin O’Neill odszedł kilka dni przed sezonem 2010/11, bo jak twierdzi nie dostał wystarczających funduszy na nowe transfery. Mimo, że pół roku później doszło do największego transferu wartego 20 milionów, to w kolejnych latach jakość zastąpiono ilością.

Po powrocie do Premier League Dean Smith miał trudne zadanie. Musiał zbudować drużynę od nowa. Brakowało napastnika, skrzydłowych, obrońców i nawet bramkarza. Mimo takich braków Dean Smith starał się postawić na jakość i ściągnąć do klubu sprawdzonych piłkarzy. Tak trafił do nas z powrotem Tyrone Mings i Anwar El Ghazi. Z poprzedniej pracy Dean Smith znał Konsę i Watkinsa których udało mu się sprowadzić, podobnie jak Martin O’Neill nie bał się przepłacić za Stiliana Petrova.

Po tym jak Dean Smith utrzymał drużynę w sezonie 2019/20 postanowił jedynie dobrać zawodników, którzy dadzą progres. Do wspomnianego Watkinsa, dołączył Matty Cash, Bertrand Traore i Emiliano Martinez. Za nich wszystkich musieliśmy wyłożyć spore sumy.

Podsumowując transfery obu szkoleniowców widzimy zbieżną filozofię, którą opisać można założeniem, że jeśli sprowadzać nowych piłkarzy to tylko lepszych od obecnych, co wymaga inwestycji. Martin O’Neill jak i Dean Smith dokonywali również uzupełnień składu (Salifou, Beye, Maloney vs Jota, Baston), lecz ci zawodnicy od początku skazani byli co najwyżej na ławkę rezerwowych, ale to wynika z kolejnej filozofii obu menedżerów.

Żelazny skład

Young, Barry, Agbonlahor, Carew. To zdjęcie może pochodzić z losowego meczu sezonu 07/08. Skład właściwie niezmienny.
źródło: Premierleague.com

W sezonie 2007-2008 w barwach Villi zagrało jedynie pięciu obrońców (Laursen i Bouma po 38 występów, Melberg 34, Zat Knight 27, Curtis Davies 12). Do tego prawie komplet spotkań w pierwszym składzie zaliczyli Barry- 37, Young 37, Agbonlahor 37, Reo Coker 26, Carew 32. Dodać do tej grupy należy Stiliana Petrova i Craiga Gardnera, którzy rywalizowali o miejsce w składzie. Natomiast reszta grała ogony. Taki Marlon Harewood zagrał w pierwszym składzie raz, a pozostałe 22 występy zaczynał na ławce rezerwowych.

Jak to wygląda dzisiaj? Stawiam dolary przeciwko orzechom, że z Newcastle w piątek zagramy składem Martinez- Cash, Konsacz, Mings, Targett-Luiz, McGinn, Hourihane-Trezeguet, Grealish-Watkins. Zagralibyśmy tym składem, ale właśnie wypłynęła informacja, że z Newcastle w piątek nie zagramy, bo mają cały skład na kwarantannie.

Mam wrażenie, że Trezeguet jest przyspawany do składu. Pomimo tego, że zmarnował już 20 sytuacji, to wygląda na to, że Dean Smith nie traci do niego zaufania. Na miejscu El Ghaziego i Traore byłbym lekko zaniepokojony faktem, że książę Egiptu może kopać się po czole i wciąż być w pierwszym składzie.

Wygląda na to, że cokolwiek się zdarzy gramy jednym i tym samym składem. Czy wygrywamy z Arsenalem czy przegrywamy z Brighton to nie zmienia się nic.

Groźni dla najlepszych, do ogolenia dla ogórków.

Gabriel Agbonlahor przy biernej postawie Micah Richardsa strzela hat-tricka.
źródło: Premierleague.com

Na pierwszą kolejkę sezonu 2008/09 przypada spotkanie z Manchesterem City. To jeszcze nie drużyna, która później będzie dominować ligę, ale to wówczas rozpoczęto tam wielkie wzmacnianie. Do drużyny dołączył Nigel De Jong, Vincent Kompany czy Shaun Wright-Philips. Dopinany jest transfer Robinho. Villa rozbija ich 4:2. Hat-trick w 8 minut zdobywa Agbonlahor. Wydaje się, że w drugim meczu z beniaminkiem ze Stoke, znów wyjdziemy zwycięscy. Niestety The Potters pokonują nas takimi piłkarzami jak Ricardo Fuller, Liam Lawrence czy Mamady Sidibe. W walce o TOP 4 taka porażka nie powinna się była przydarzyć. Odbijamy się tydzień później gdy remisujemy z wiceliderem z Anfield Road, a następnie bijemy 2:1 Tottenham.

Patrick Bamford przy poziomej postawie Mingsa strzela hat-tricka.
źródło: BBC

11 lat później znów jesteśmy w stanie walczyć z czołówką jak równy z równym, bądź nawet upokorzyć mistrza 7:2 by chwilę później samemu popaść w czarną rozpacz po 3:0 z Leeds. Potrafiliśmy wyłączyć z gry Aubameyanga, a jednocześnie zrobić boga z Patricka Bamforda. Wpakowaliśmy 7 bramek Liverpoolowi z Van Dijkiem, a nie potrafiliśmy strzelić z 3 metrów w 3 próbach z Brighton.

Co z tego?

Jak zaznaczyłem na początku jest to tekst zupełnie subiektywny, tak jak subiektywnym zjawiskiem jest déjà vu. Nostalgicznie wspominam wspaniałe zwycięstwa nad Manchesterm United Sir Alexa Fergusona czy pokonanie 2:0 Chelsea Jose, po którym Portugalczyk zrezygnował z pracy u Abramowicza. Tak za 10 lat będę wspominał zwycięstwo nad Liverpoolem czy zdominowanie Arsenalu.

W tym momencie uciekły nasze marzenia o Champions League. 22.03.2008
źródło: Getty Images

Pamiętał będę również kompromitację z Leeds czy mecz z West Hamem, gdzie mimo dominacji nie potrafiliśmy choćby wyrównać. Tak jak dziś przed oczami mam jak goniąc czołówkę w walce o Ligę Mistrzów w 2008 roku przegraliśmy z Sunderlandem walczącym o utrzymanie 0:1, po bramce Michaela Chopry (serio xD).

Oczywiście drużyny Martina O’Neilla i Deana Smitha to zupełnie inne drużyny. Różnic jest więcej niż podobieństw. Jednak obie drużyny były w stanie pokonać każdego. Niestety również potrafiły dostać wciry od każdego…

9 razy skomentowano “Déjà Vu’illa

  1. Super felieton! Bardzo trafne porównanie zespołów, przytoczyłeś zresztą sezon 07/08, w którym AV skradła moje serce i tak pozostaje do dziś.
    Jest jednak spora różnica między tymi zespołami. Obecnie mamy mocną ekipę pod względem indywidualności. Kiedyś natomiast mieliśmy swój styl, widać było schematy, wypracowane podczas treningu.

    Abstrahując od tematu, odnoszę wrażenie, że nie do końca wykorzystujemy potencjał D. Luiza. On nie jest typowym defensywnym pomocnikiem, bo w defensywie jest przeciętny. Ma natomiast świetną technikę, strzał i wizję gry. Niestety on zawsze zostaje z tyłu, trzymając się z pewnością założeń taktycznych. To kolejny kamyczek do ogródka DS. Trezeguet bym się nie czepiał. Myślę, że wszyscy zdają sobie sprawę z pewnych ograniczeń jakie ma ten zawodnik. Ale za serce jakie wkłada w grę, ma u mnie pierwszy skład, od strzelania mamy sporo zawodników. Traore dostał już kilka szans, AEG coraz częściej dostaje, ale nie widzę wielu argumentów dla których mieliby grać.

  2. Nikt inny nie wykonał takiej tytanicznej pracy, jak Hassan, porównując to, co grał w zeszłym sezonie, do tego, co prezentuje na boisku dziś. I zapewne irytuje swoją nieskutecznością, ale zarazem nie można nie docenić, że potrafi się znaleźć w polu karnym i oddać strzał. Czego nie potrafili przed nim ani Wesley, ani Samatta, ani dziś, poza przebłyskami, Watkins. Dobrze, że Trez gra, bo nie zardzewieje na ławce to raz, a dwa nie bardzo widzę kto miałby go zastąpić ? Traore być może tak, ale ja go widzę raczej na środku pola niż na skrzydle. Natomiast Hassan jest ucieleśnieniem całej drużyny – uczy się z zapałem tak, jak uczy się grać w PL cała AV, a Dean uczy się trenerskiego rzemiosła na wyższym poziomie.

    1. Jak mawia Mati Borek “fakty są takie”, że Trezeguet oddał 22 strzały na bramkę w tym sezonie i żaden nie wpadł do bramki. Jeśli chodzi o asysty to ma jedną. Jest zaangażowany, ale i równie totalnie chaotyczny i w gorącej wodzie kompany. Jak dla mnie to jedyna różnica z poprzednim sezonem jest taka, że czasem trafiał i ostatecznie to on nam zapewnił utrzymanie.
      Co do Bertranda to przyszedł jako skrzydłowy i też nie zachwyca ostatnio. AEG miał swoje momenty, ale chyba właśnie zardzewiał na ławce. Być może potrzeba nam skrzydłowego z prawdziwego zdarzenia.

  3. Fajny tekst! To też powrót do początków mojego większego zaangażowania w mecze AV – wcześniej praktycznie nie miałem, gdzie ich oglądać. Zdjęcie ilustrujące żelazny skład – ciarunek!

    Jeśli chodzi o obecną drużynę, fajnie, że przynajmniej są emocje. Pamiętam jak w sezonie, kiedy spadaliśmy, ja sam wpadłem w turboapatię sportową i już nawet kolejne porażki (a także okazjonalne ciułanie punktów) nie budziły żadnych emocji. Co do Treza, zgodzę się z przedmówcami, ja bym go tak szybko na straty nie spisywał.

Dodaj komentarz